Otworzyła nagle oczy i spojrzała w ogarniającą ją ciemność. Dostrzegła wiszącą pod sufitem lampę, niemodną już od co najmniej dziesięciu lat i odetchnęła z ulgą. Przyśnił jej się jakiś koszmar, we śnie bardzo się wystraszyła i teraz chciała jak najszybciej o tym strachu zapomnieć. Przetarła zmęczone oczy i przekręciła głowę w prawo. Na łóżku obok spała Bella, odkryta do połowy i z uśmiechem na ustach. Wibracja komórki leżącej pod poduszką odwróciła jej uwagę. Sięgnęła po nią naciskając czerwoną słuchawkę. Wyświetlająca się data i godzina na ekranie sprawiły, że na dłużej zatrzymała na nich wzrok. Jej oddech gwałtownie przyśpieszył, gdy zrozumiała co tak naprawdę widzi, a sceny z koszmarnego snu zaczęły napływać do niej falami. Czy było to możliwe, a może postradała już zmysły? Wedle komórki znowu był wrzesień, nie kwiecień. Ponownie była jesień, a nie wiosna. Może to Bella zrobiła głupi żart i przestawiła czas w komórce do tyłu..., ale jak to możliwe, że spała w swoim starym łóżku w rodzinnym domu? A, więc wszystko co się jej przyśniło było tylko snem... Ślub, potem śmierć Leo.. To całe cierpienie i ból. Żadna z tych rzeczy nie zdarzyła się tak naprawdę poza jej świadomością. Jak mogła mieć tak długi koszmar, tak straszny, a wciąż była noc? Usiadła starając się uspokoić oddech. Chciała racjonalnie i logicznie pomyśleć, ale panika, że nie wie co jest prawdą, a co ułudą narastała w niej coraz bardziej. Musiało być jednak jakieś zdrowe wytłumaczenie tego wszystkiego, nie mogła przecież tak tkwić w próżni i czekać. Jeszcze raz spojrzała na komórkę, wyświetlała godzinę 4:30 w nocy. Cóż, raz się żyje - pomyślała - Nie może boleć bardziej niż w tym śnie.
Przeszła do kontaktów i zaczęła szukać tych na literę "L". Był! Serce zabiło jej mocniej, wciąż nie potrafiła wierzyć, aby było to możliwe. Wybrała opcję sms i wpisała wiadomość: Śpisz?
Z bijącym sercem czekała na odpowiedź, dlatego musiała zająć czymś ręce. Szybko wstała i po cichu, tak żeby nie obudzić siostry, się ubrała. Wrzuciła kilka rzeczy do plecaka i dopiero ponowna wibracja komórki ją otrzeźwiła. Drżącymi dłońmi zgarnęła ją z łóżka, ale nie była w stanie nic zrobić. Tak bardzo się bała, że to może być kolejny sen, że zapragnęła najpierw wydostać się z domu.
Wciągnęła do płuc świeże i przesycone deszczową pogodą powietrze. I dopiero to pozwoliło jej uzyskać choć na chwilę upragniony spokój. Powoli zaczęła iść niezbyt szeroką ulicą prowadzącą do skrzyżowania, gdy zostawiła za plecami swój dom tak, że nie było go widać, wyciągnęła telefon. Serce tłukło się w piersi, ale się nie zawahała, nie było już odwrotu. Otworzyła wiadomości i wybrała ostatnią jeszcze nie przeczytaną, od Leo. "Nie śpię, bez Ciebie nie potrafię" - brzmiała wiadomość. A, jednak! Teraz miała dowód, że jej sen był jedynie wytworem wyobraźni, strasznym to prawda, ale nie miał nic wspólnego z rzeczywistością i to było najważniejsze.
Najszybciej jak to możliwe wystukała następne pytanie: "Spotkamy się? Teraz, tam gdzie zawsze". Nie było odpowiedzi, lecz czekała na tym cholernym skrzyżowaniu marznąc, ale wiedziała, że warto. Minuty mijały powoli, wlokąc się w nieskończoność pokazując jak bardzo czasami życie potrafi być monotonne. Już nie miała wątpliwości, że sen był stworzonym przez jej podświadomość kłamstwem, ale wciąż bała się, że może przenieść się do rzeczywistego świata. Co powinna teraz zrobić? Wiedziała, że musi powiedzieć o wszystkim Leo, nie chciała biernie czekać, aż jej koszmar wydarzy się naprawdę.
Zobaczyła Go już daleka i poczuła jak jej serce przyśpiesza rytm. Zawsze tak na nią działał. Zaistniała sytuacja miała niewielkie znaczenie, bo teraz chodziło wyłącznie o Jego obecność. Gdy wiedziała, że jest w pobliżu nie potrafiła w żaden sposób powstrzymać reakcji swojego ciała. Stan ten był silniejszy od niej i nie mogła, a nawet nie chciała nic na to poradzić. Dzieliło ich jeszcze kilkadziesiąt metrów, ale już z takiej odległości potrafiła dostrzec jak błyszczą mu oczy na jej widok. Mimowolny uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wreszcie zatrzymał się tuż przed nią i znieruchomiał. Nie mogła się na Niego napatrzeć, chłonęła rysy Jego twarzy i całą postać, jakby ostatni raz widziała Go wiele lat temu. A to był tylko sen... Cieszyła się, ze senny koszmar się skończył, bo mogła się do Niego przytulić. W końcu oprzytomniała i zarzuciła Mu ramiona na szyję, czując jak zaciska ręce wokół jej talii. Tak dobrze, było znów czuć Jego dłonie! Wtuliła twarz w Jego klatkę piersiową, czując nieopisaną radość jego obecnością.
Nie mógł zaprzeczyć, że był nieco zaskoczony sms'em od Charlie o wpół do piątej rano, ale z drugiej strony bardzo się cieszył, że Ona myśli o nim równie często jak on o Niej. Nie miał pojęcia czym spowodowane było to nagłe spotkanie, lecz nie przeszkadzało mu stanie na pustej ulicy o świcie w przejmującym chłodzie i deszczu. Ważne, że znów byli razem tak obok siebie i mogli trzymać się za ręce. Co prawda już za niedługo miał być ich ślub, a to oznaczało bycie razem już zawsze, ale każda wspólnie spędzona chwila miała dla niego ogromne znaczenie i wiedział, że dla Niej również.
Splótł Jej palce ze swoimi i pociągnął w dół ulicy. Przyglądał Jej się uważnie, choć nie dostrzegł nic co mogłoby wzbudzić w nim większy niepokój. Zauważył jednak, że miała lekko zaczerwione oczy i gdy na niego patrzyła, wydawała się zapominać o całym świecie. Oczywiście, że wcześniej już Jej się to zdarzało, widział to. Ale nigdy nie patrzyła na niego tak, jakby widziała go po raz ostatni. Nie miał pojęcia co było powodem, lecz wiedział, że jeśli jest to coś naprawdę ważnego to Ona mu o tym powie.
Wzięła głęboki oddech i po raz pierwszy od dłuższej chwili spojrzała Mu w oczy. Wiedziała, że On czuje, że coś się dzieje tylko nie wie jeszcze co. Nie jest łatwą sprawą powiedzieć komuś, że najprawdopodobniej umrze, ale od takiej sytuacji nigdy nie byłoby odwrotu, więc wyjście miała jedno. Nie miała pojęcia jak to zrobić, lepiej delikatnie, wcześniej Go przygotowując czy tak prosto z mostu jak gdyby nigdy nic? Kolejny raz odetchnęła mocniej ściskając Jego dłoń. W końcu przystanęła i nie odwracając wzroku, patrzyła w Jego oczy.
- Leo... - czuła jak łamie się głos, ale przynajmniej w tej części musiała być silna, czas na łzy będzie później - Śniło mi się coś o czym musisz wiedzieć...
- Nie wierzę, od kiedy uznajesz znaczenie snów? - zaśmiał się cicho głaszcząc jej policzek.
- Od ostatniego - powiedziała sucho - Śnił mi się nasz ślub i... strzelanina w, której giniesz.
Czekała na Jego odpowiedź, ale wzrok Leo stał się nieobecny. Zresztą czego mogła się od Niego spodziewać po takiej wiadomości? Nie powinna się dziwić, co nie zmieniało faktu, że chciała od Niego jakieś reakcji. Płaczu, krzyku, smutku, agresji. Czegokolwiek.
Zatrzymał się w jednym miejscu patrząc w jeden punkt. Wyglądał jakby wstrzymał oddech w szoku na to co usłyszał. Nie mogąc wytrzymać ciszy jaka panowała wokół nich podeszła do Niego i pociągnęła za rękaw kurtki.
- Powiedz coś - poprosiła błagalnie patrząc w Jego oczy. Były smutne, nieobecne. Nie wiedziała co ma zrobić, aby wywołać w nim choćby najmniejszą reakcję.
Wreszcie pokręcił głową, tak jakby chciał wyrzucić z niej wszystkie niechciane myśli i posłał jej pytające spojrzenie.
- Co Ci się jeszcze śniło? - słyszała jak próbuje nie dać po sobie znać, że się boi i nie wie co ma zrobić. Ale znali się już tak długo, że wiedzieli nawzajem osobie kiedy się złoszczą, boją albo są smutni nawet gdy ukrywali swoje reakcje. Nie była więc, w stanie zwalczyć pokusy przed przytuleniem Go i próbą pocieszenia.
- Dużo rzeczy... - z początku chciała powiedzieć ogólnikowo, ale wtedy zrozumiała, że i tak będzie się wypytywał, więc omijanie tematu gdy powiedziała Mu co ją trapi byłoby bezcelowe - Twój pogrzeb... i jak tęskniłam za Tobą.
- A kto kazał mnie... zabić? - słysząc te słowa mocniej ścisnęłam Jego dłoń, aby nam obojgu dodać otuchy. - We śnie było, że mój ojciec wynajął mordercę - z trudem przełknęłam ślinę - A doktor Cullen próbował dociec kto był sprawcą.
- Nigdy w życiu bym się tego nie spodziewał - powiedział cicho, czułam jak Jego dłoń głaszcze moje plecy i to mnie trochę uspokajało, lecz nie miałam pojęcia co dalej.
- Co teraz? - spytałam szeptem - Musimy coś zrobić.
- Ale co? Jeśli ten sen jest jakiś proroczy, to się może wydarzyć wszędzie.
- Nie wydaje mi się - pokręciłam głową starając się robić to bardzo przekonująco - Podobno sen o śmierci zapowiada zmiany w życiu.
- W takim razie ucieknijmy. Może to okazja do jakiś naprawdę dużych zmian w naszym życiu - wyraźnie się uspokajał, a na Jego ustach powoli pojawiał się uśmiech - Charlie?
- Tak? - posłałam Mu promienny uśmiech osoby zadowolonej życia i mocniej się przytuliłam.
- Dziękuję, że mi powiedziałaś.
Trzy dni później byliśmy gotowi do naszej wielkiej ucieczki. W sumie to nie wiem co w nas wstąpiło, że postanowiliśmy wyjechać. Może strach, że to faktycznie może się wydarzyć? Nikt nie miał pojęcia o tym co planowaliśmy, zostawiliśmy tylko krótki list, ale i tak pewnie będą zaskoczeni naszym zachowaniem. W pewnym momencie miałam wrażenie, że to jest jakieś szaleństwo, ale z drugiej strony uważałam, że skoro zaszliśmy już tak daleko to teraz nie ma odwrotu. Do ucieczki wybraliśmy auto zgodnie twierdząc, że jest znacznie bezpieczniejsze od innych środków transportu. Jeszcze świtało gdy wyjeżdżaliśmy z Forks, właśnie dlatego wybraliśmy taką a nie inną porę. Nikogo jeszcze nie było na ulicach, a ludzie będący w domach mieli raczej małe szanse na rozpoznanie nas z większej odległości. Nie wiedzieliśmy gdzie chcemy się zatrzymać na dłużej, ale ciągnęło nas, gdzieś do dużego miasta by poznać inne życie.
Droga była długa i męcząca, nie chcieliśmy przecież żeby znaleźli nas zbyt szybko. Najlepiej żeby w ogóle nas nie szukali. Pragnęliśmy samodzielności i niezależności. Nie mieliśmy ochoty być przez kogoś uwiązani, w tamtym momencie chcieliśmy być sami panem własnego losu. Być może to był powód i dlatego nam się nie udało. Chyba wizja innego życia za mocno zamąciła nam w głowach, by pozostać jednak wyczulonym na życiowe przeszkody. Forks już dawno zostało za nami, ale my wciąż pędziliśmy szosą o wiele szybciej, niż pozwalałyby na to drogowe znaki. Humor nam dopisywał i wydawało się nam, że teraz już cały świat należy do nas. Nie rozumiem jak w tamtej chwili mogliśmy stać się tak bezmyślni.
- Nie żałuję - powiedziałam wesoło - Powinniśmy byli już dawno to zrobić.
- Ta ucieczka to było najlepsze co mogło nas spotkać - Leo posłał mi szeroki uśmiech - W Forks można było się pobawić, rozerwać, ale to w dużym mieście mamy szansę na dobre studia i satysfakcjonującą pracę.
- To gdzie się zatrzymamy? Seattle już niedaleko - z zachwytem podziwiałam widoki z samochodowego okna. Pomimo, że były to pola i czasem lasy, bił od nich taki spokój.
- Będziemy jechać, aż się ściemni. To najlepsze wyjście.
Jadące za nami już od jakiegoś czasu auto, nagle zechciało nas wyprzedzić. Leo widząc zamiary kierowcy, ponownie nacisnął pedał gazu tak, że teraz jechaliśmy już nie 100 a prawie 200 km/h. Podświadomie gdzieś wiedziałam, że to szczyt nieodpowiedzialności z naszej strony, ale nic z tym nie robiłam. Wtedy nie chciałam, Leo też nie. Oboje pragnęliśmy trochę się wyszaleć i właśnie to mieliśmy. Jawiący się w oddali zakręt wydawał się i łatwy do pokonania i nie za krótki, tak żeby można było dobrze skręcić i jechać dalej.
Zbliżaliśmy się do niego coraz bardziej, a jadące za nami auto także nie ustępowało. Tak jakby za wszelką cenę to właśnie nas chciało wyprzedzić. Leo chcąc zgubić natręta znów przyśpieszył w przekonaniu, że zdążymy jeszcze przed zakrętem. Udało nam się stracić sąsiedniego kierowcę z oczu, gdy nagle w bliskiej odległości od nas wyłoniło się drzewo. Dopiero teraz zrozumiałam, że nie będziemy w stanie wyhamować tak, żeby wyjść z tego. Oczy otworzyły mi się gdy było już za późno, jak mogłam być tak głupia i pozwolić nam na taką nieodpowiedzialność. Dostrzegłam strach w oczach Leo na to co miało nadejść i poczułam, że to uczucie i mnie nie jest obce. Ostatni raz spojrzałam Mu oczy z, których mogłam wyczytać wszystko, a potem poczułam silne szarpnięcie, a po nim uderzenie.
Nie wiedziałam co się dzieje, przestawałam cokolwiek odczuwać i coraz bardziej zapadałam się w znieczulającą mnie ciemność.
Wzięła głęboki oddech i po raz pierwszy od dłuższej chwili spojrzała Mu w oczy. Wiedziała, że On czuje, że coś się dzieje tylko nie wie jeszcze co. Nie jest łatwą sprawą powiedzieć komuś, że najprawdopodobniej umrze, ale od takiej sytuacji nigdy nie byłoby odwrotu, więc wyjście miała jedno. Nie miała pojęcia jak to zrobić, lepiej delikatnie, wcześniej Go przygotowując czy tak prosto z mostu jak gdyby nigdy nic? Kolejny raz odetchnęła mocniej ściskając Jego dłoń. W końcu przystanęła i nie odwracając wzroku, patrzyła w Jego oczy.
- Leo... - czuła jak łamie się głos, ale przynajmniej w tej części musiała być silna, czas na łzy będzie później - Śniło mi się coś o czym musisz wiedzieć...
- Nie wierzę, od kiedy uznajesz znaczenie snów? - zaśmiał się cicho głaszcząc jej policzek.
- Od ostatniego - powiedziała sucho - Śnił mi się nasz ślub i... strzelanina w, której giniesz.
Czekała na Jego odpowiedź, ale wzrok Leo stał się nieobecny. Zresztą czego mogła się od Niego spodziewać po takiej wiadomości? Nie powinna się dziwić, co nie zmieniało faktu, że chciała od Niego jakieś reakcji. Płaczu, krzyku, smutku, agresji. Czegokolwiek.
Zatrzymał się w jednym miejscu patrząc w jeden punkt. Wyglądał jakby wstrzymał oddech w szoku na to co usłyszał. Nie mogąc wytrzymać ciszy jaka panowała wokół nich podeszła do Niego i pociągnęła za rękaw kurtki.
- Powiedz coś - poprosiła błagalnie patrząc w Jego oczy. Były smutne, nieobecne. Nie wiedziała co ma zrobić, aby wywołać w nim choćby najmniejszą reakcję.
Wreszcie pokręcił głową, tak jakby chciał wyrzucić z niej wszystkie niechciane myśli i posłał jej pytające spojrzenie.
- Co Ci się jeszcze śniło? - słyszała jak próbuje nie dać po sobie znać, że się boi i nie wie co ma zrobić. Ale znali się już tak długo, że wiedzieli nawzajem osobie kiedy się złoszczą, boją albo są smutni nawet gdy ukrywali swoje reakcje. Nie była więc, w stanie zwalczyć pokusy przed przytuleniem Go i próbą pocieszenia.
- Dużo rzeczy... - z początku chciała powiedzieć ogólnikowo, ale wtedy zrozumiała, że i tak będzie się wypytywał, więc omijanie tematu gdy powiedziała Mu co ją trapi byłoby bezcelowe - Twój pogrzeb... i jak tęskniłam za Tobą.
- A kto kazał mnie... zabić? - słysząc te słowa mocniej ścisnęłam Jego dłoń, aby nam obojgu dodać otuchy. - We śnie było, że mój ojciec wynajął mordercę - z trudem przełknęłam ślinę - A doktor Cullen próbował dociec kto był sprawcą.
- Nigdy w życiu bym się tego nie spodziewał - powiedział cicho, czułam jak Jego dłoń głaszcze moje plecy i to mnie trochę uspokajało, lecz nie miałam pojęcia co dalej.
- Co teraz? - spytałam szeptem - Musimy coś zrobić.
- Ale co? Jeśli ten sen jest jakiś proroczy, to się może wydarzyć wszędzie.
- Nie wydaje mi się - pokręciłam głową starając się robić to bardzo przekonująco - Podobno sen o śmierci zapowiada zmiany w życiu.
- W takim razie ucieknijmy. Może to okazja do jakiś naprawdę dużych zmian w naszym życiu - wyraźnie się uspokajał, a na Jego ustach powoli pojawiał się uśmiech - Charlie?
- Tak? - posłałam Mu promienny uśmiech osoby zadowolonej życia i mocniej się przytuliłam.
- Dziękuję, że mi powiedziałaś.
Trzy dni później byliśmy gotowi do naszej wielkiej ucieczki. W sumie to nie wiem co w nas wstąpiło, że postanowiliśmy wyjechać. Może strach, że to faktycznie może się wydarzyć? Nikt nie miał pojęcia o tym co planowaliśmy, zostawiliśmy tylko krótki list, ale i tak pewnie będą zaskoczeni naszym zachowaniem. W pewnym momencie miałam wrażenie, że to jest jakieś szaleństwo, ale z drugiej strony uważałam, że skoro zaszliśmy już tak daleko to teraz nie ma odwrotu. Do ucieczki wybraliśmy auto zgodnie twierdząc, że jest znacznie bezpieczniejsze od innych środków transportu. Jeszcze świtało gdy wyjeżdżaliśmy z Forks, właśnie dlatego wybraliśmy taką a nie inną porę. Nikogo jeszcze nie było na ulicach, a ludzie będący w domach mieli raczej małe szanse na rozpoznanie nas z większej odległości. Nie wiedzieliśmy gdzie chcemy się zatrzymać na dłużej, ale ciągnęło nas, gdzieś do dużego miasta by poznać inne życie.
Droga była długa i męcząca, nie chcieliśmy przecież żeby znaleźli nas zbyt szybko. Najlepiej żeby w ogóle nas nie szukali. Pragnęliśmy samodzielności i niezależności. Nie mieliśmy ochoty być przez kogoś uwiązani, w tamtym momencie chcieliśmy być sami panem własnego losu. Być może to był powód i dlatego nam się nie udało. Chyba wizja innego życia za mocno zamąciła nam w głowach, by pozostać jednak wyczulonym na życiowe przeszkody. Forks już dawno zostało za nami, ale my wciąż pędziliśmy szosą o wiele szybciej, niż pozwalałyby na to drogowe znaki. Humor nam dopisywał i wydawało się nam, że teraz już cały świat należy do nas. Nie rozumiem jak w tamtej chwili mogliśmy stać się tak bezmyślni.
- Nie żałuję - powiedziałam wesoło - Powinniśmy byli już dawno to zrobić.
- Ta ucieczka to było najlepsze co mogło nas spotkać - Leo posłał mi szeroki uśmiech - W Forks można było się pobawić, rozerwać, ale to w dużym mieście mamy szansę na dobre studia i satysfakcjonującą pracę.
- To gdzie się zatrzymamy? Seattle już niedaleko - z zachwytem podziwiałam widoki z samochodowego okna. Pomimo, że były to pola i czasem lasy, bił od nich taki spokój.
- Będziemy jechać, aż się ściemni. To najlepsze wyjście.
Jadące za nami już od jakiegoś czasu auto, nagle zechciało nas wyprzedzić. Leo widząc zamiary kierowcy, ponownie nacisnął pedał gazu tak, że teraz jechaliśmy już nie 100 a prawie 200 km/h. Podświadomie gdzieś wiedziałam, że to szczyt nieodpowiedzialności z naszej strony, ale nic z tym nie robiłam. Wtedy nie chciałam, Leo też nie. Oboje pragnęliśmy trochę się wyszaleć i właśnie to mieliśmy. Jawiący się w oddali zakręt wydawał się i łatwy do pokonania i nie za krótki, tak żeby można było dobrze skręcić i jechać dalej.
Zbliżaliśmy się do niego coraz bardziej, a jadące za nami auto także nie ustępowało. Tak jakby za wszelką cenę to właśnie nas chciało wyprzedzić. Leo chcąc zgubić natręta znów przyśpieszył w przekonaniu, że zdążymy jeszcze przed zakrętem. Udało nam się stracić sąsiedniego kierowcę z oczu, gdy nagle w bliskiej odległości od nas wyłoniło się drzewo. Dopiero teraz zrozumiałam, że nie będziemy w stanie wyhamować tak, żeby wyjść z tego. Oczy otworzyły mi się gdy było już za późno, jak mogłam być tak głupia i pozwolić nam na taką nieodpowiedzialność. Dostrzegłam strach w oczach Leo na to co miało nadejść i poczułam, że to uczucie i mnie nie jest obce. Ostatni raz spojrzałam Mu oczy z, których mogłam wyczytać wszystko, a potem poczułam silne szarpnięcie, a po nim uderzenie.
Nie wiedziałam co się dzieje, przestawałam cokolwiek odczuwać i coraz bardziej zapadałam się w znieczulającą mnie ciemność.
Po pierwsze dziękuję kochana, że wreszcie coś opublikowałaś;) Nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału i momentami myślałam, że w zyiu nie napiszesz;D
OdpowiedzUsuńAle opłacało się czekać! Nie mogłam uwierzyć, że pozostałe 12 rozdziałów obróciłaś w zwykły sen. Ale niesamowicie się ucieszyłam, że Leo jednak zyje. Ja również strasznie przeżyłam jego śmierć, bo byli według mnie dla siebie idealni i nie wyobrażałam sobie Charlie z kimś innym niż on. Ogromnie mnie zaskoczyłaś! Ale ta końcówka kompletnie zbiła mnie z tropu. Chyba nie chcesz po raz kolejny odebrać jej Leo!? Mimo że ta pierwsza śmierć była snem, to ostro namieszała w psychice Charlie. Poczuła jak jest go stracić i gdy zapaliła się w jej głowie lampka nadziei, że wszystko jednak będzie dobrze to Bóg chce go zabrać znowu? Nie wierzę! Oszczędź ich... Aaaaa....!!
I proszę, opublikuj nowość szybciej;)
Domyślam się, że przewidywałaś zapewne inne zakończenie, ale tak czułam tę historię i to dlatego. I cieszę się, że tak wytrwale czekałaś na nowość.
UsuńMyślę, że następny mogę opublikować w każdej chwili, bo jest już napisany, ale najpierw zaczekam jeszcze trochę, może ktoś przyjdzie i skomentuje ;)
Dziękuję, że wpadłaś :D I do następnego!
No dziewczyno, długo każesz na siebie czekać. :D
OdpowiedzUsuńNie wierzę! Najpierw dowiaduje się, że Leo jednak żyje, a potem kurczę znowu umiera ( tym razem w rzeczywistości) Odnoszę dziwne wrażenie, że oni zginęli razem, a Ty już kończysz tę historię. Jeśli masz już napisaną kolejną cześć to opublikuj ją jeszcze dzisiaj. Plis, bo nie mogę się jej doczekać. :))
Przepraszam. Jakoś się nie mogłam zebrać do dalszego pisania, dopiero ostatnio ;)
UsuńPrzeczytałam całe opowiadanie dosłownie jednym tchem i niezmiernie mi się spodobało. Całość czyli dodanie do Zmierchowej historii jeszcze bohaterów i zmianie wydarzeń było świetnym twoim pomysłem. Zbytnio nie trawię Belli jako takiej grzecznej dziewczynki, a tu pokazałaś jaką zołzą może być, co od razu wywoływało taki perfidny normalnie uśmiech na moich ustach ha ha. Nie mogę jednak pogodzić się z myślą, że Leo ma umrzeć. Ich miłość tak pięknie opisałaś, że miałam nie raz łzy w oczach, a u mnie to bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo trudne, więc serio szacun. Masz do tego talent. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Czekam na kolejny rozdział i proszę dodaj go szybko, bo chce wiedzieć co będzie dalej !
OdpowiedzUsuńBuziaki
Selinka :*