środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 12

Słowa wypowiedziane chwilę wcześniej przez Edwarda powoli i z trudem przebijały się do jej świadomości. "Kocham cię bardzo mocno i chcę z tobą być, ale to samo czuję również do Charlie..." Nie mogła w to uwierzyć, zrozumieć. Jak on mógł?! Przecież tak go kochała! Zaraz jednak pojawiło się poczucie, że to ona była pierwsza, to ją wybrał Edward nie jej siostrę. I to ją kocha. I ona będzie o niego walczyć, bo on jest jej! Uniosła głowę, by spojrzeć w jego pociągłą i teraz tak poważną twarz. Patrzył na nią przenikliwie. Uśmiechnęła się, więc najbardziej słodko jak tylko potrafiła, dostrzegając zaskoczenie w jego złotych oczach. 
- Kocham cię - przytuliła się do niego mocniej, chcąc zaznaczyć, że są razem. - Chcesz powiedzieć mojej siostrze?
- Przykro mi, ale nie potrafię inaczej - w jego spojrzeniu zauważyła smutek i żal.
- Nie szkodzi, ale chciałbym pójść z tobą.
~~~~
Reakcja Belli na jego wyznanie bardzo go zaskoczyła. Nie spodziewał się takiej wyrozumiałości i lojalności. A jednak. Musiała go bardzo kochać, skoro była gotowa to wszystko znieść. A mimo to coś nie dawało mu spokoju. Czy przy tym wszystkim nie widziała jego wad? Za jedną z nich można uznać choćby to, że jest wampirem. A zareagowała takim spokojem, jakby powiedział jej o brzydkiej pogodzie za oknem. Podobnie było z niedawną awanturą pomiędzy Charlie, a ich ojcem, a później jego aresztowaniem. Westchnął cicho, głaszcząc włosy wtulonej w niego dziewczyny. Najwyższy czas przestać tyle myśleć, a zacząć działać. 
~~~~
Siedziała na werandzie domu wpatrując się w drzewa rosnące dookoła i zastanawiając się, czy jeszcze wiele będzie takich dni, gdy będzie sama, zanim znów spotka Leo. Na samą myśl o nim, poczuła napływające do oczu łzy. Czy już zawsze tak będzie? Czy nigdy się z tym nie pogodzi? Nie chciała płakać, gdy o nim myślała. Chciała go pamiętać jako szczęśliwego człowieka, bo z nim była. Móc myśleć o nim jak najczęściej, bo zostały jej tylko wspomnienia. Ale jak, skoro za każdym razem czuła jeszcze mocniej ten cholerny ból w sercu. Czasem wydało się jej, że najlepszym wyjściem byłaby śmierć, przyniosłaby ulgę. Uleczyłaby jej okaleczoną duszę i pozwoliła znów spotkać Leo. Nie było to jednak realne, została u Cullenów. Nie miała siły się sprzeciwiać czy kłócić o inne rozwiązanie. A teraz stale jej pilnowali, jakby się bali, że zrobi sobie krzywdę. Otarła zapłakane oczy i ciaśniej otuliła się bluzą. Dawniej gdy było jej zimno, Leo przytulał ją mocno i szeptał do ucha jak bardzo ją kocha. Teraz nie było nikogo, kto mógłby ją choć przytulić. Spojrzała na czerniejące mrokiem niebo i obiecała sobie, że zrobi wszystko by spotkać Leo, szybciej niż pozwoliłby na to upływający czas. Bo co innego jej zostało? 
Drgnęła czując nagle czyjąś obecność. Nie miała ochoty na żadne towarzystwo. Jeśli nie mogła mieć Leo, nie chciała nikogo innego. A mimo to miała wrażenie, że stale ktoś przy niej jest, choć uważała, że tego nie potrzebuje. Czy obecność innej osoby może ukoić ból po stracie drugiej? Chyba, nie. A nawet jeśli, to nie była w stanie sobie tego wyobrazić. Nie umiałaby już kochać drugiej osoby tak jak Leo i patrzeć z taką w miłością w oczach na drugą osobę. Byłoby to zbyt trudne. 
Wiedziała, że powinna choć spojrzeć kto przyszedł. Być wdzięczną za okazane wsparcie i pomoc. I nawet była, ale zwyczajnie nie potrafiła tego okazać. Teraz prościej było chować swoje emocje i uczucia, gdzieś na dnie, aby nie przypominały o tym co się wydarzyło. Łatwiej było być obojętnym na wszystko dookoła. Gdy zachowywała właśnie obojętność, miała wrażenie, że łatwiej jest jej przetrwać dzień, a potem zasnąć, by minęła także noc. Noc podczas, której budziła się po kilka razy, po zawsze tym samym koszmarze - śmierć Leo. 
Nie zamierzała nic mówić, by nie zaczynać dla niej nie potrzebnej rozmowy. Miała nadzieję, że ta druga osoba w końcu odejdzie i zostawi ją w samotności. 
Dotyk czyjąś dłoni na ramieniu sprawił, że mimowolnie zadrżała. Od śmierci Leo, odseparowała się od wszystkich najdalej jak to tylko możliwe. Uciekała od ludzi, ich bliskości, dotyku. Ostatni raz dotykał ją Leo, trzymał wtedy jej dłoń w swych ciepłych palcach. Po jego śmierci nikomu już na to nie pozwoliła. 
- Wiem, że to boli, Charlie - głos Rosalie podbity lekko chłodnym tonem wkradł się do jej uszu - Wiem jak boli strata, ale trzeba dalej żyć. 
- Co takiego musiałaś stracić, że możesz to porównywać do mojego bólu? - zapytała ostrym tonem Charlie. Nawet nie spojrzała na blondynkę, ale nie zależnie kto by nie przyszedł, nigdy i o żadnej porze nie miała ochoty na rozmowę. 
- Nigdy nie będę mieć dzieci - słyszała jak głos dziewczyny zadrżał, ale jakoś nie zaczęła jej przez to współczuć. 
- Masz Emmeta, więc jednak nie rozumiesz! - miała wrażenie, że prawie krzyczy, pierwszy raz od wielu miesięcy. Gardło bolało, ale krzyk pozwalał ukoić ból - Bo ja już nigdy nie będę kochać drugiej osoby tak jak kochałam Leo, a tym bardziej nie będę mieć dzieci!
Wstała z ławki stojącej na werandzie i zbiegła po schodkach. Choć było ciemno ruszyła, przed siebie. Nie zamierzyła się zatrzymać. Nie chciała tu zostać, chciała uciec i to jak najprędzej. Już miała wejść między drzewa i skryć się w ich cieniu, gdy drogę zastawiła jej Rose. 
- Jest już późno - zaczęła ugodowo - Nie powinnaś nigdzie chodzić sama. Jeśli chcesz możemy pójść razem. 
Nie mogła powiedzieć, że jest na nią zła. Była zła za to, że stale ktoś chciał rozmawiać o tym co się wydarzyło. Nie mogła tego znieść. Chciała pamiętać Leo, ale nie była gotowa, żeby o nim rozmawiać. 
Nie patrząc na dziewczynę, zawróciła na pięcie i wbiegła na werandę. Weszła do środka i ruszyła na piętro, by iść do swojego pokoju. Tym razem przeszkodził jej sam Edward. Prychnęła na jego widok i próbowała go ominąć. Nie udało się. 
- Musimy porozmawiać - jego głos był nawet całkiem przyjemny dla uszu, ale jak dla niej niezależnie od wszystkich okoliczności, jakie ostatnio miały miejsce w jej życiu, był za blady. 
- Nie za dużo was przypadkiem? - spytała sarkastycznie - Nie mam ochoty i nie mamy o czym rozmawiać. 
Wyminęła go tym razem skutecznie i weszła do pokoju trzaskając drzwiami. Miała dość, czy choć przez chwilę nie mogła mieć spokoju? Dlaczego musieli jej tak pilnować i stale się o nią martwić? Jeśli myśleli, że tego potrzebuje, byli w błędzie. Jedyne czego chciała to Leo, ale jego już nikt nie mógł jej dać. 
~~~~
Westchnął zrezygnowany i spojrzał na wchodzącą do domu Rosalie. 
- Możesz mi wytłumaczyć, co jej takiego powiedziałaś, że jest tak rozjuszona? - zapytał zły. Przyrodnia siostra patrzyła na niego z lekką wyższością jak to zwykle miała w zwyczaju. 
- Powiedziałam tylko, że rozumiem co czuje. To wszystko - w jej głosie był wyraźny chłód, który znikał tylko w obecności Emmeta.  
- Muszę jej powiedzieć coś ważnego! - prawie warczał ze złości na innych - Miałaś tylko przekazać, że jej szukałem. 
Wyminęła go zgrabnie i weszła do salonu, gdzie była reszta rodziny. 
- Choć raz mogłabyś zrobić coś jak należy, Rosalie - dodał wciąż zły. Spojrzała na niego ostrym wzrokiem, ale się tym nie przejął. 
- Po co w ogóle ta bezsensowna kłótnia? - zapytał doktor - Chciałeś chyba powiedzieć coś Charlie. 
- Owszem, ale Rose ją zdenerwowała - rzekł cicho rudowłosy chłopak. 
- Domyślam się co powiedziała twoja siostra, ale to jeszcze nie powód do kłótni - oznajmił doktor. 
Przytaknął przyrodniemu ojcu i spojrzał w okno. Po minie Jaspera, widział, że nastrój Charlie jest jeszcze bardziej rozchwiany niż zwykle. Mimowolnie wkradł się do jej myśli, ale były tak chaotyczne, że nie mógł się w nich odnaleźć. 
~~~~
Siedząc w samotności powoli się uspokoiła. Było już o wiele lepiej, nawet nie płakała tak bardzo jak wcześniej. Złość powoli z niej uszła jak z przekłutego balonu i zrozumiała, że może nawet niepotrzebnie się uniosła. Jednak dalej uważała, że porównanie Rosalie nie było trafione. Owszem, każdy czegoś w życiu nie ma, ale ona jest stratna podwójnie. I to zawsze będzie ten inny ból, którego przyrodnia siostra Edwarda nigdy nie poczuje. 
Cicho tak by nikt nie usłyszał, wyszła z pokoju na korytarz. Prawie się skradając jak złodziej weszła do kuchni. Wyjęła szklankę i nalał sobie wody. Pijąc patrzyła w okno za, którym panowała jedynie ciemność. Gdyby był tu teraz Leo... Mogłaby znów być taka szczęśliwa. Poszliby na plażę, jak dawniej i spacerowali, albo położyli się na piasku i patrzyli w gwiazdy. Ale to było kiedyś i już nie wróci. 
Nagle poczuła czyjeś dłonie na swojej talii. Przez chwilę pomyślała, że to może jednak Leo, że wreszcie skończył się koszmar, który śniła od tak dawna i wróciła upragniona rzeczywistość. Ale tych dłoni nie znała, były jakieś obce, a dotyk chłodny, a nie ciepły jak powinien. Odwróciła się gwałtownie i zamarła widząc znajomą twarz. Blada skóra i kasztanowo-rude włosy były wyraźnie widoczne w ciemnej kuchni. Pełen satysfakcji i zadowolenia uśmiech pojawił się na jego ustach. Nie wiedziała czego chciał i nie chciała wiedzieć, dla niej było to bez znaczenia. 
- Chyba powinieneś wracać do Isabelli - powiedziała chłodno. Próbowała się oswobodzić z jego silnych rąk, ale ani drgnęły tak jakby były wyrzeźbione z kamienia. 
- Jest coś co musisz wiedzieć - patrzył jej głęboko w oczy, miała wrażenie, że w ogóle nie słyszał jej słów. Kciukiem musnął jej usta, ale odsunęła głowę. W jego oczach błysnął cień żalu - Kocham twoją siostrę, ale... także ciebie. 
Zdawało się jej, że usłyszała jeden ciąg słów. Próbowała je rozdzielić, a potem ułożyć w odpowiedniej kolejności, ale nie umiała. Patrzyła w jego twarz, lecz nie wiedziała już co w zasadzie chciał jej powiedzieć. Przeżywała jakiś dziwny szok, którego nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć. 
- Możesz powtórzyć? - głos lekko jej drżał, ale nie była w stanie być bardziej opanowana. 
- Kocham cię. I twoją siostrę także. 
- To jakiś żart, tak? - wybuchła niespodziewanie. Miała w sobie jakąś niezrozumiałą niechęć, a nawet nienawiść do siostry, to prawda. Ale obcy ludzie nie mieli prawa bawić się jej uczuciami. Przecież Bella jest w nim tak zakochana, wpatrzona jak w obrazek! 
- Twoja siostra już wie - wyznał bardzo szybko, jakby bał się, że nie pozwoli mu mówić lub ucieknie - Moje uczucie do ciebie, jej nie przeszkadza. Zresztą niczego od ciebie nie oczekuję. Po prostu... chciałem, żebyś wiedziała o moich uczuciach. 
- I bardzo dobrze, że na nic nie liczysz! - zdążyła się już otrząsnąć z pierwszego szoku i na nowo wybuchnęła z jeszcze większa złością - Bo niczego też byś nie dostał! To, że osoba, której składałam przed Bogiem przysięgę nie żyje, nie znaczy jeszcze, że przestałam ją kochać! I nigdy więcej mnie nie dotykaj! 
~~~~
Cóż, pisanie tego odcinka zabrało mi trochę czasu. Wena raz była, raz nie, a w dodatku nie zawsze umiałam ubrać to w słowa, które by mi się podobały. Ile odcinków, jeszcze nie wiem. Nie mam pojęcia, jakie pomysły będę mieć, więc wszystko zależy właśnie od tego. 
Jest jedna sprawa organizacyjna. Otóż postanowiłam zmienić nick, chyba już czwarty raz... ;) Tak, więc od teraz przedstawiam się jako Larista. 
I jeszcze jedno. Pamiętam na pewno, że jedna osoba czeka aż w końcu spełnię moją obietnicę, i właśnie teraz uznałam, że czas najwyższy dotrzymać słowa. 
Zaczynam publikować Włoskie szaleństwo.
Dlatego jeśli ktoś ma ochotę poczytać coś na zasadzie tzw. harlequina z serii Światowe życie, to serdecznie zapraszam. 
Dla tych, którzy nie wiedzą co to jest, to po prostu romans, rozgrywający się w świecie bogatych i elitarnych ludzi. 
Raz jeszcze serdecznie zapraszam do czytania nowego opowiadania i do następnego :)

6 komentarzy:

  1. Wcale się nie dziwię, że Charlie reaguje na to wszystko tak jak reaguje. Na siłę chcą jej wmówić, że ją rozumieją i gadają bezsensowne teksty w stylu "trzeba żyć dalej". A nikt nie myśli o tym, że ona po prostu potrzebuje spokoju, żeby to wszystko przemyśleć i jakoś ogarnąć w głowie.
    Edward też się nieźle popisał. Przychodzi tak z dupy i jakby nigdy nic mówi, że ją kocha. No dobra, chciał, żeby wiedziała co do niej czuje, ale o co? Po co teraz? Nie widzi jak rozchwiana emocjonalnie jest? To jeszcze bardziej miesza jej w głowie. Bez sensu:D Edward moim zdaniem pasuje do Belli. Ona za nim szaleje, on ją kocha. Czego chcieć więcej. A Charlie... Nie wiem xD Ja też nie widzę jej z nikim innym, tylko z Leo. To była cudowna para! Ale ciekawa jestem strasznie co dla niej wymyśliłaś.

    Czekam na kolejny!:* A w wolnej chwili zapraszam na rozdział 3.2 Tajemnicy Locmarie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że to rozumiesz i podzielasz moje zdanie. A co do Charlie to nie zdradzę, co wymyśliłam chyba, że zdołasz się domyślić sama. Gdzieś w tekście wspomniałam o postanowieniu Charlie, co do przyszłości. A teraz idę czytać do Ciebie. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Skleroza nie boli tylko postępuję, ale jestem. Miało być dłużej, ale będzie króciutko, późno już i troszkę spać mi się chce. :)
    No cóż, wcześniej chciałam skomentować, ale komentarz mi się nie wysłał niestety. Powiem tak - Po części zgadzam się z Rudą, właściwie nie pasuje mi tylko jedna rzecz - Charlie, ja rozumiem, ze może być jej ciężko, ale momentami wygląda to tak jakby po prostu się nad sobą użalała. I wiem, może jestem niesprawiedliwa, w końcu straciła kogoś bardzo bliskiego, ale przecież życie toczy się dalej. Prawda? Nie można żyć przeszłością, nie mówię, żeby zaraz miała o nim zapomnieć czy coś, bo tak się chyba nie da. Chodzi mi o to, ze mogłaby już zacząć myśleć o jutrze. W końcu kim i gdzie byśmy byli gdybyśmy nieustannie opłakiwali bliskich zmarłych. Brutalne, ale prawdziwe, niestety.

    No to sobie ponarzekałam, do reszty się nie czepiam i mówię,
    dobranoc. :)
    PS: Bardzo podoba mi się taki... ludzki Edward. Na twój drugi twór też zajrzę, ale jutro. Już dodałam do linków :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz chyba ktoś musiał mi to uświadomić. Za dużo już robię tu narzekania i za bardzo to przeciągam, chyba napiszę jeszcze dwa i koniec. Był pomysł tylko zdaje się nie do końca przemyślany, bo coraz częściej zaczynam to opowiadanie odczuwać jako niewypał. No, ale nic postaram się szybko dodać następny bardziej optymistyczny ;)

      Usuń
    2. A ja rozumiem Charlie. Gdybym straciła mojego kochanego chłopaka to tak samo bym rozpaczała. A gdyby został zamordowany w momencie naszego ślubu to rozpaczałabym jeszcze bardziej niż ona! Zachowujesz realność;)

      Usuń
    3. Dziękuję Ci bardzo. Wiem już jak opowiadanie zakończę. Co prawda wcześniej myślałam o innym, ale ostatecznie stwierdziłam, że wtedy to wyglądałoby jak prawdziwy akt desperacji. Jak dobrze pójdzie być może uda mi się coś wstawić pod koniec tygodnia ;)

      Usuń