sobota, 28 czerwca 2014

Epilog

Jasne, oślepiające światło boleśnie raniło mój zmysł wzroku, mimo mocno zaciśniętych powiek. Mogłam się tylko domyślać, ale byłam prawie pewna, że jest to miejsce tak jasne i czyste, jakiego nie spotkałabym nigdzie na świecie.
Wokół mnie panowała cudowna cisza i spokój. Miałam wrażenie, że nawet mój oddech, gdzieś w tej ciszy niknie i go nie ma. Nie było też zimna i ciepła, a miejsce w którym leżałam było niezwykle wygodne. Zaczęłam bardzo powoli rozchylać powieki, lecz rażące mnie światło było naprawdę mocne. Przesłoniłam oczy dłonią by móc cokolwiek zobaczyć i oniemiałam. 
Znajdowałam się w długim pomieszczeniu w, którym wszystko było na biało. Wzdłuż idealnie czystej ściany ustawiony był rząd kamiennych ławek, które zdawały się nie mieć końca. 
Mój wzrok powoli się przyzwyczajał do ostrego światła, więc odsunęłam dłoń i dopiero gdy dotknęłam nią podłoża zauważyłam, że nie jest to ziemia czy chodnik, ale zwykłą podłogą też nie mogłam tego nazwać. 
Wstałam powoli i obróciłam się dookoła własnej osi, nie wiedząc gdzie mam iść. Dookoła mnie wszystko wyglądało tak samo, potrzebowałam więc wskazówki nawet najmniejszej, była niezbędna by podjąć decyzje. Z wolna zaczęłam też sobie przypominać co się niedawno wydarzyło. Leo i ja mieliśmy poważny wypadek zderzając się z drzewem. Czy to znaczyło, że umarliśmy i znajdowaliśmy się u wrót do nieba? Ale w takim razie gdzie był Leo? Nigdzie Go nie widziałam i to mnie trochę przerażało, lecz miałam nadzieje że już za chwilę Go znajdę. 
Ruszyłam powoli przed siebie stawiając krok za krokiem, choć nie miałam bladego pojęcia gdzie idę. Nikogo po drodze nie mijałam i niczego poza białymi ścianami po prawej i lewej stronie nie widziałam. Panująca wokół cisza sprawiała wrażenie jakby nic się tu nie działo, a przecież to miejsce po coś istniało. 
Nagle usłyszałam za sobą kroki i a zaraz za nimi wołanie, lekko stłumione lecz na tyle wyraźne, abym rozpoznała w nim własne imię. 
- Charlie! Chaarlie!!
Zatrzymałam się i powoli odwróciłam w stronę przybysza. Dopiero po chwili rozpoznałam w nim Leo. Jak na umarłych oboje wyglądaliśmy całkiem normalnie, jak zwykli ludzie tylko ubrani na biało i przebywający w tym a nie innym miejscu. 
- Gdzie byłeś? - odetchnęłam z ulgą bo wcześniej bałam się, że może Go tu jednak nie być - Szukałam Cię. 
- A ja Ciebie - odrzekł z prostotą - Wygląda na to, że znaleźliśmy się w dwóch różnych miejscach po to aby się odnaleźć. 
- Masz rację - skinęłam głową - Czy my umarliśmy? 
Wiedziałam, że w moich oczach pojawił się lekki smutek, a głos się trochę łamał gdy mówiłam te słowa, ale to było silniejsze ode mnie i nie umiałam tego powstrzymać. 
- Myślę, że tak - mimo sytuacji uśmiechnął się rozbrajająco zapewne by dodać mi otuchy - Chyba, że coś Cię gwałtownie ściąga w dół lub spotkałaś kogoś kto kazał Ci wracać. 
- Nie - dodatkowo pokręciłam głową na boki by wzmocnić moją wypowiedź - Co teraz? 
- Wydaję mi się, że powinniśmy iść w tamtą stronę - pokazał kierunek w, którym zmierzałam zanim mnie znalazł. 
- A, dlaczego nie w tamtą stronę? - zapytałam jak dziecko, które nie dostało lizaka i pokazałam przeciwny kierunek. 
- Bo tam jest przejście na ziemie, a my nie możemy już tam wrócić - jego cierpliwy głos, trochę ukoił moje nerwy - Musimy iść tak długo aż kogoś spotkamy albo znajdziemy coś, co nas naprowadzi na to co dalej. 
- Leo? - zatrzymałam się pod wpływem impulsu, a teraz patrzył na mnie i nie do końca wiedziałam co mam Mu powiedzieć. 
Choć spoglądał na mnie pytającym wzrokiem to uparcie milczałam, bo głos utknął mi w gardle. Splótł swoje palce z moimi i ta niewielka bliskość sprawiła, że znów poczułam się bezpieczniej. Popatrzyłam Mu w oczy i odetchnęłam głęboko. 
- Chyba się boję - uśmiechnęłam się niepewnie, tak jakbym bała się Jego reakcji. Nowa sytuacja i otoczenie sprawiały, że czułam się mocno zdezorientowana tym wszystkim. Nasza spektakularna ucieczka przy tym była niczym. 
Trzymając moje palce w swoich podszedł bliżej i zajrzał mi głęboko w oczy, wolną ręką odsuwając z czoła zbłąkany kosmyk włosów i przesuwając na policzek. 
- Nie bój się. Jestem z Tobą - wyszeptał mi do ucha - Pamiętaj, że bardzo Cię kocham i nigdy nie opuszczę. 
- I ja Cię kocham - odpowiedziałam uśmiechając się szeroko. 
A potem nasze dłonie znów splotły się w mocnym uścisku i ruszyliśmy razem ku nowej, niebiańskiej przyszłości.
~~~~~
I ostatni odcinek za Wami, a także i mną. W zasadzie do końca 13 rozdziału nie wiedziałam czy następny to już będzie epilog czy akcja się jeszcze rozwinie. Jak widać wybrałam tą pierwszą opcję. 
Ruda napisała, że się nie spodziewała, ale mi już dawno przyszedł taki pomysł na zakończenie i uznałam go za najlepszy z możliwych. 
Bardzo chciałam Wam wszystkim podziękować, którzy czytali i wytrwali tyle czasu, niezależnie czy byliście od początku czy przyszliście w trakcie. Wszystkim Wam, a więc: Muniette, Pannie M, Mcaine i Rudej należą się słowa uznania i podziękowania za szczere i obiektywne komentarze, które dawały chęci na napisanie dalszych rozdziałów. Byłyście ze mną i to jest dla mnie ważne, choć czasem ta historia wydawała mi się strasznie absurdalna. 
Jeszcze raz wielki ukłon w Waszą stronę :))) Tym samym ogłaszam niniejszy blog za: 
OFICJALNIE ZAKOŃCZONY! 

Nie oznacza to jednak, że odchodzę i pisać już nie będę. Jeszcze się nie wypaliłam i mam pełno pomysłów na kolejne historie. Jedną z nich jest choćby Włoskie szaleństwo,  które niedawno zaczęłam publikować. Jeśli ktoś jest chętny to zapraszam, ale nie zmuszam. Przypomnę tylko, że jest to historia na zasadzie harlequina w, którym tłem jest życie bogatych i sławnych ludzi. 

To chyba wszystko. Do zobaczenia, więc na moim drugim opowiadaniu, gdzie kilka tygodni temu pojawił się rozdział drugi ;)