poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 5

Dziś narracja w pierwszej osobie. Łatwiej było mi oddać emocje i uczucia bohaterki. Kolejne odcinki być może będę pisać tak samo. No i przede wszystkim dziś smutna końcówka i to nawet bardzo. No, ale od początku miałam takie założenie jeśli chodzi o to opowiadanie. Choć nie powiem, żal mi to pisać :(


Pisane przy dźwiękach "Jeszcze się spotkamy" - Marcina Kindli & Piotra Kupichy

~~~~
Tak długo wyczekiwana sobota wreszcie nadeszła. Dzień był słoneczny, z idealnie czystym, błękitnym niebem. Wymarzony dzień na ślub. Moje ciało i umysł ogarnęła nieopisana euforia na przyszłe wydarzenia, wkrótce mające mieć miejsce. Myśli błądziły gdzieś przy Leo, choć był on na razie kilkanaście ulic dalej od mojego domu. Przyszłość jawiła mi się w samych kolorowych barwach, bez cienia ani jednej smugi. Szczęście rozpierało mnie całą, od czubka głowy, aż po koniuszki palców u stóp. 


Wybrałam prostą, białą sukienkę przed kolano z krótkim rękawkiem i bez dekoltu. W dłoni trzymałam tylko jedną białą róże. Westchnęłam, tak długo czekałam na ten dzień. W chwili gdy rozmawiałam z Leo po raz pierwszy, już wiedziałam, że chcę z nim być. 



Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, ale to nie była jakaś obsesja, tak jak w przypadku Belli. Po prostu nie potrafiłam przestać o Nim myśleć, a na każdej przerwie między zajęciami miałam nadzieję zobaczyć Go, choć przez krótką chwilę. Pierwsze wielkie szczęście poczułam, gdy zaczął ze mną rozmawiać. Miałam wtedy wrażenie, że urosłam i chodzę w chmurach. 


- Hej - drgnęłam lekko czując dłoń na ramieniu, byłam tak bardzo pochłonięta swoimi myślami, że nie zauważyłam kiedy ktoś podszedł - Grosik za Twoje myśli, mała. 
Uniosłam głowę, by zobaczyć rozmówcę i natychmiast utonęłam w ślicznych oczach o ciepłej, czekoladowej barwie. 
- To nic takiego - poczułam jak palą mnie policzki i pomyślałam, że gorzej już być nie może. Nigdy nie miałam chłopaka i kompletnie nie wiedziałam co mam powiedzieć, a oto przede mną stał jeden z nich, przystojny jak marzenie Leo - Muszę iść, cześć. 
- Czekaj, chyba możesz mi poświęcić chwilę - zacisnął palce na moim ramieniu i nie puścił tak długo, póki nie spojrzałam mu w oczy i nie skinęłam lekko głową - Jestem Leo. 
- Wiem - wyrwało mi się cicho i zarumieniłam się na nowo. W Jego oczach pojawiło się zaskoczenie, ale zaraz się uśmiechnął delikatnie. Właśnie ten uśmiech dodał mi odwagi - Charlie. 
- A więc chciałem się zapytać... - urwał nagle, tak jakby nie wiedział co ma dalej powiedzieć - Czy się ze mną umówisz? 
- Tak - jedno proste słowo sprawiło, że poczułam jak unoszę się nad ziemią, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. 


Pierwsza randka była dla mnie równie stresująca co nasza pierwsza rozmowa. Bardzo się wtedy denerwowałam i żałowałam, że nie ma nikogo kto by mnie zrozumiał. Być może zrobiłby to tata, ale instynktownie czułam, że potrzebuję do tego mamy, której już od dawna nie miałam. Wiedziałam, że to nie był jej wybór, że musiała odejść, bo choroba była silniejsza od niej. Brakowało mi jej jednak tak bardzo, jak bardzo brakuje nie raz tlenu. 

To właśnie na pierwszą randkę Leo przyniósł mi białą różę. Wciąż pamiętam te wesołe iskierki w Jego oczach, zawsze gdy na Niego patrzę jego oczy święcą się tak samo jak wtedy. 
- Cześć, bałem się, że możesz się rozmyślić - wręczył mi różę i pocałował w policzek. 
- Dlaczego miałabym się rozmyślić? - zanurzyłam twarz w białych płatkach, wciągając delikatny zapach - Marzyłam o tej randce od tak dawna... 
Poczułam jak palą mnie policzki tak intensywnie, jak jeszcze nigdy w życiu. 
- Przepraszam. Zapomnij, że w ogóle coś takiego powiedziałam - odwróciłam się na pięcie, by uciec gdziekolwiek.
- Znów chcesz uciekać? - jego palce zacisnęły się na moim ramieniu. Już po chwili znajdowałam się w kokonie jego ramion, a On uważnie mi się przyglądał - I ja też o tym od dawna marzyłem... 
Całkiem niespodziewanie poczułam Jego wargi na moich, tak nagle pochylił głowę. Muskał moje usta delikatnie, tak jakby nie wiedział na co może sobie pozwolić. Moje ręce same powędrowały na Jego kark, dokładnie tak jak moje usta, które rozchyliły się pod działaniem tajemniczej siły jaką był Jego dotyk. 
- Mam nadzieję, że nie chcesz już uciekać - usłyszałam tuż przy uchu Jego cichy głos. 
- Nie chcę. 
- A czego chcesz? 
- Ciebie, tylko Ciebie. 

Otarłam jedną samotną łzę, która spłynęła mi po policzku, na tamte równie szczęśliwe co dzisiejszy dzień wspomnienia i wygładziłam sukienkę. 


Drewniany z zewnątrz kościół nie był duży, ale w środku za to pięknie odnowiony. Leo i ja weszliśmy razem, trzymając się za ręce i patrząc na czekającego już księdza. Stał przed ołtarzem ze złożonymi do modlitwy dłońmi. W ławkach siedzieli już nasi rodzice. Gdzieś z tyłu nawet zauważyłam doktora Cullena z rodziną, bo Bella cały czas ukradkowo zerkała w ich stronę. 

Kazanie było krótkie i z prostym przesłaniem, że warto kochać, bo właśnie dla tej drugiej osoby można stać się kimś lepszym, a my nie jesteśmy stworzeni do samotności. 
Podaliśmy sobie prawe dłonie, a ksiądz przewiązał je końcem stuły. 
- Ja Leo biorę sobie Ciebie Charlie za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
- Ja  Charlie biorę sobie Ciebie  Leo za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
Patrząc w jego oczy uśmiechnęłam się delikatnie. Już od momentu wypowiedzenia tych słów czułam się jego żoną. Nie potrzebowałam czekać, aż ksiądz to ogłosi. 
- Charlie przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 
-Leo przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 
- Ogłaszam Was mężem i żoną. Co Bóg złączył niech człowiek nie rozłącza – słowa starszego księdza rozniosły się echem po niewielkim kościołku – Możesz pocałować żonę.

Duże, ciemne oczy patrzyły na mnie z ciepłem i miłością. Czułam się najszczęśliwszą istotą na ziemi. Silne dłonie spoczęły na mojej talii, a ukochane usta na moich wargach. Delikatny pocałunek zwiastował obietnicę rozkoszy... 
Z kościoła wyszliśmy powoli, a czekający przy drzwiach goście obsypali nas ryżem na szczęście. Trzymając się za ręce zeszliśmy po schodkach i stanęliśmy na okrągłym skwerku. Fotograf już czekał z aparatem. Błysk flesza oślepił mnie nagle, a tuż po nim usłyszałam niespodziewany strzał z pistoletu. Głuchy odgłos uderzenia przywrócił mnie do rzeczywistości.
                                                                        
Leo leżał na ziemi. Czerwona plama znaczyła śnieżnobiałą koszulę pośrodku piersi. Widziałam jak gaśnie w oczach i nie mogłam nic zrobić.
- Nie odchodź, proszę – wyszeptałam z rozpaczą mocno ściskając jego dłoń – Potrzebuję Cię.
- Przepraszam, nie wytrzymam – Jego umięśniona ręka zawsze taka silna, teraz słaba błądziła gdzieś w moich włosach - Wiesz, że Cię kocham. Na zawsze.
- Kocham Cię. – zamykając oczy pełne łez, dotknęłam Jego ust i trwałam tak długą chwilę.

Spojrzałam w Jego oczy, ale były już nieruchome. Uniosłam dłoń i delikatnie zamknęłam Jego powieki. Fala łez była silniejsza ode mnie i już po chwili znaczyły moją twarz.
Ułożyłam się przy Nim na boku, na zimnym brukowanym chodniku i przytuliłam się do jeszcze ciepłego ciała, głowę kładąc na zakrwawionej piersi. Byłam gotowa umrzeć, byle zaraz, byle się z nim nie rozstawać... 

6 komentarzy:

  1. O kurczę.. myślałam, że będzie tak pięknie od początku do końca, a tu bach.. no nie spodziewałam się, że to będzie tak tragiczne zakończenie tak pięknego dnia. No tak narracją tą pięknie ukazałaś wszystkie odczucia i emocje..

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki i za komentarz i tak pochwalną krytykę :) No takie było moje założenie co do tego opowiadania. I myślę, że jeszcze zakończy się szczęśliwie choć nie dla wszystkich...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaskoczyłaś mnie tą końcówkę. Myślałam, że będzie jakaś rywalizacja między Edwardem a Leem o Charlie. Myślałam, że odegra ważniejszą rolę, a tu okazuje się, że jego czas dobiegł końca. Tragiczna historia, jedna z tych, które opowiada się szeptem, bo każdy boi się, że jego spotka podobny los.

    Bardzo spodobały mi się retrospekcje. Romantycznie to opisałaś. Chyba każdy marzy o takiej miłości, która przyćmiewa wszystko inne.

    Ciekawa jestem, kto zabił Lea, ale mam nadzieję, że niedługo to wyjaśnisz.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze powiedziawszy o tej ostatniej kwestii: sprawcy morderstwa nie myślałam, ale dzięki wielkie za przypomnienie.
    Teraz jedynie mam nadzieję, że dalej będę wstanie równie sensownie to pisać, bo czasem mam wrażenie, że coś namieszam...

    OdpowiedzUsuń
  5. Okej, robię teraz najazd na wszystkie blogi i właśnie przyszła kolej na Ciebie.
    Wreszcie doczytałam ten rozdział, bo muszę Ci się przyznać czytałam go niestety na raty. Przez wakacje okropny leń mnie wziął :) Czytam, sobie czytam cała happy, że wreszcie wezmą ten ślub, a tu nagle takie BUUUM! Normalnie SZOK! Pierwszy potencjalny sprawca tej masakry, który mi przeszedł przez myśl to nie kto inny jak ... EDWARD CULLEN !!! Wobec tego pozostaje pytanie czy słodziutki Edziu, byłby zdolny do czegoś takiego? Jedno jednak jest pewne, motyw miał, miłość do dwóch kobiet mogła go psychicznie wykończyć i biedaczek po prostu sfiksował. No, bo pocóż innego miałby być na tym ślubie, jak nie po to tylko by wykończyć Leo i tym samym utorować sobie drogę do Charlie? Przecież nikim z rodziny nie był, więc po jakie licho miałby zjawiać się na tym ślubie? No chyba, że tak bardzo lubi oglądać czyjeś zaślubiny? W co szczerze wątpię. Moim zdaniem to mógł być Edward, albo też kogoś wynajął nie chcąc brudzić sobie rączek? Tego również nie można wykluczyć, no ale ja tu tak kombinuje, a prawdy i tak dowiem się w swoim czasie :>
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :) Rozśmieszyło mnie Twoje kombinowanie, ale tak naprawdę ja jeszcze sama nie wiem kto jest mordercą. Ta historia żyje trochę swoim życiem, mam jej ogólny zarys, czyli jak powinna się zakończyć, ale szczegóły, które są gdzieś pomiędzy przychodzą same, kompletnie nie planowane.

      Obiecuje też, że wkrótce dodam kolejny ;]

      Usuń