piątek, 7 marca 2014

Rozdział 11

Po raz kolejny nie mogłam uwierzyć co odkryłam stojąc pomiędzy tymi głupimi drzwiami łazienki i gabinetu. Smutna i żałosna prawda co raz bardziej sączyła się do mojej głowy jak nierealny film science fiction. Prawda, której przez ostatnie dwa lata nie chciałam lub nie umiałam zobaczyć. Ale to była moja wina. Gdybym była uważniejsza, bardziej spostrzegawcza, może umiałabym zapobiec nieszczęściu. A tak po cichu, choć nie byłam tego świadoma pozwoliłam na coś mnie samą zabijało już od kilku miesięcy. 
Prawda była taka, że ojciec nigdy specjalnie nie lubił Leo, co najwyżej go tolerował. Ale ja byłam uparta, miałam swoje zdanie i uważałam, że mam prawo szczególnie po osiemnastych urodzinach spotykać się z kim chcę. Natomiast Leo z tym wiecznie optymistycznym nastawieniem do ludzi i świata, pomimo niechęci mojego ojca, ufał mu jak rodzonemu ojcu, którego tak naprawdę nigdy nie miał. A ja nic nie zrobiłam. Nic. Czułam jak narasta we mnie złość za krzywdę wyrządzoną ukochanej osobie. Mimowolnie zacisnęłam pięści. Nie wiedziałam co mną kieruje, ale w tamtej chwili chciałam rozszarpać własnego ojca. Szybko weszłam do środka. Twarze obydwu mężczyzn zwróciły się w moją stronę. 
- Córeczko... - Frank Lorrens wstał i wyciągnął do mnie rękę. Ale nie umiałam już na niego patrzeć jak na mojego ojca. 
- Słyszałam całą rozmowę - powiedziałam głośno i ze złością. Zbladł na twarzy, jak człowiek, który stracił wszystko i wie, że już tego nie odzyska - To ty zabiłeś Leo! 
Opuścił rękę. Miałam wrażenie, że paląca nienawiść zatruła nie tylko  mój umysł, ale także duszę i ciało.
- Nienawidzę cię! - krzyknęłam zaciskając jeszcze mocniej pięści - Słyszysz? Nienawidzę. 
Chciałam się obrócić i wyjść stamtąd. Nie chciałam na niego patrzeć. Ale nie mogłam się ruszyć. nogi jakby wrosły mi w ziemię. 
- Chciałem tylko twojego dobra... - prychnęłam. Nie w taki sposób dba się o dobro swoich dzieci. Ale on widocznie tego nie rozumiał. 
- Potrafię zadbać o siebie. I mamy całkowicie odmienne pojęcie dobra i zła! - myślałam, że oszaleje ze złości. Czułam się jak zranione zwierzę. Teraz pragnęłam znaleźć się sama w ciszy i spokoju, by lizać swoje rany, a potem umrzeć. 
- Co się dzieje? - głos Belli dobiegł mnie gdzieś z boku, więc na nią spojrzałam. Patrzyła na mnie z oczekiwaniem. 
- Chcesz wiedzieć co się dzieje?! - wybuchłam - Twój dobry, szlachetny ojciec zabił człowieka. Widziałam malujący się szok na jej bladej twarzy. Pod tym względem niewątpliwie do siebie z Edwardem pasowali. 
- Jestem także twoim ojcem, Charlie - zabolało bardzo mocno. Nie chciałam być córką człowieka, który świadomie i z premedytacją odebrał ludzkie życie. 
- Ja już nie mam ojca - powiedziałam zimno - Nie dziwię się, że mama wolała odejść niż walczyć by żyć. Nikt nie chciałby żyć z takim potworem jak ty! 
Oburzony wzrok Isabelli w ogóle nie zrobił na mnie wrażenia. Skoro potrafiła go zrozumieć, wybaczyć mu, albo i nawet kochać, jej sprawa. Ale ja tak nie umiem. 
- Nie działaj pochopnie, Charlie - męski głos osoby stojącej za mną, dobiegł moich uszu. Zignorowałam go. 
- Mam nadzieję, że będziesz smażył się w piekle - wzburzona Bella z wysoko uniesioną głową wymaszerowała z pokoju. Ona wybaczyła. Ja nie zrobię tego nigdy. 
- Frank, przykro mi, ale w tej sytuacji muszę zadzwonić na policję - po czym doktor zniknął na korytarzu. 
Trzy godziny później nie było już śladu po jakimkolwiek mordercy. Przez cały ten czas siedziałam na kanapie w salonie Cullenów, w otoczeniu całej rodziny gospodarzy i wpatrywałam się tępo w jeden punkt. Jeśli do tej pory miałam jeszcze po co żyć, to kilka godzin temu to się skończyło.
Był już taki moment w moim życiu, gdy wydawało mi się, że gdzieś w tej rozpaczy i smutku w, których się pogrążyłam widzę jasne światełko, na tyle wyraźnie by pójść za nim i się pozbierać. Ale wtedy gdy poczułam przypływ nadziei, nowa fala rozpaczy wbiła mnie jeszcze głębiej i z większą siłą między palący wnętrzności ból i ogromny smutek. Czułam, że jestem od tego wszystkiego zbyt obolała i już się nie podniosę. Nie dam rady. Nikt nie mógł mi już pomóc, bo za dużo się wydarzyło. Jeszcze funkcjonowałam, ale teraz pragnęłam tylko umrzeć. 
~~~~
Coraz częściej czuł się winny tego co się wydarzyło, przecież mógł się poświęcić i w jakiś cudowny sposób uratować życie tego chłopaka. Ale nie uratował, nawet nie podjął takiej próby. A teraz patrzył jak Charlie bezsilnie walczy z tęsknotą i bólem. Jednak z drugiej strony nie było już człowieka w, którego była wpatrzona jak w obraz. Jest za to Bella i jej siostra. Ich krew już nie była dla niego tak wyczuwalna jak dawniej. Teraz było coś silniejszego, ich obecność. 
Jeszcze nie było takiego przypadku w historii ich rasy, aby wampir czy wampirzyca czuli jednocześnie pociąg do dwóch osobników swojej lub ludzkiej rasy. Prędzej czy później zakochiwali się i była to miłość wieczna. Sam stanowił jednak wyjątek, którego nikt nie rozumiał. Może to była jakaś próba, musi wybrać żeby przekonać się jak silna jest miłość?
W takiej sytuacji wybór wydałby się oczywisty mając na uwadze zachowanie Charlie. Nie umiał jednak wybrać. Miał wrażenie, że nie mógłby znieść, gdyby tylko jedna z nich wiedziała co czuje. Bella wiedziała, sądziła nawet, że w równym stopniu odwzajemnia jej uczucia. To nie była prawda. Kochał je obie. Czuł się odpowiedzialny za Bellę, ale chciał się też tak czuć w stosunku do Charlie. Nie było wyjścia, musi im powiedzieć o swoich uczuciach.
~~~~
To oczywiste, że nie była w stanie zrozumieć postępowania ojca, ale pomimo tego co zrobił, wciąż kochała go bezgranicznie i nie mogłaby go odtrącić. Zachowanie Charlie ją oburzyło, niezależnie od tego co się stało, ojciec je wychował i kochał. A jej niespełna rozumu siostra  nie chciała go znać.
Cieszyła się jednak, że ma Edwarda. Nigdy nie czuła się lepsza od Charlie. Miała co prawda sporo znajomych i wszyscy ją lubili, ale to jej siostra zawsze była tą bardziej atrakcyjną i inteligentną. Dlatego wciąż nie mogła uwierzyć, dlaczego to ją wybrał Edward, a nie Charlie. Nie zamierzała jednak tego zmieniać, szczęście się do niej uśmiechnęło, więc zamierzała je przy sobie zatrzymać za wszelką cenę.
Te zaborcze rozmyślania przerwało jej taktowne pukanie do drzwi. Z pewnością nie przyszła do niej siostra, która po ostatnim wydarzeniu na nowo zaczęła do niej żywić szczególną urazę. Miała więc nadzieję, że to Edward. Nie pomyliła się, widząc jednak jego poważną minę i chmurne spojrzenie wystraszyła się. Czyżby się już nią znudził? Tak, szybko? Nie zdążyła jeszcze pomyśleć o tym jak się będzie wtedy czuła. W ogóle nie zdążyła o tym pomyśleć. Nie miała nawet żadnego planu walki, by go nie stracić. Na samą myśl o tym poczuła w oczach słone łzy i jednocześnie usłyszała: 
- Musimy porozmawiać.  
~~~~
Wiedział, że to będzie trudna i bolesna rozmowa. Ale musiał jej w końcu powiedzieć, nawet to kim jest, a także o swoich uczuciach. Był prawie pewny, że Bella go nie zrozumie. Możliwe, że kwestie jego egzystencji, owszem ale nie uczuć. Jak miał jej wytłumaczyć, że kocha jednocześnie drugą dziewczynę. On na jej miejscu nie chciałby się dzielić, nawet najmniejszą cząstką uczuć. Był świadomy faktu, że odkładanie rozmowy w niczym nie pomoże, więc cały czas próbując uporządkować swoje uczucia, poszedł do pokoju Belli. Zapukał cicho i otworzył. Jak zawsze gdy go widziała, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zaprosiła go do środka, lecz już po chwili w wyrazie jej twarzy coś się zmieniło. Musiała wyczuć jego nastrój, bo uśmiech znikł z jej ust tak szybko jak się pojawił. Usiadł powoli i patrząc jej prosto w oczy przemówił. Spięła się jeszcze bardziej jakby wyczuła w powietrzu nadchodzącą katastrofę i zacisnęła dłonie w pięści. 
- Muszę ci coś wyznać - powiedział z trudem - Wiem, że to może być dla ciebie trudne, ale chciałbym żebyś mnie najpierw wysłuchała. 
- Chcesz mnie zostawić, tak? - jej ciałem targnął szloch, a po twarzy spłynęły przezroczyste łzy. Przez chwilę odniósł wrażenie, że chcę wzbudzić jego litość. 
- Nie, chodzi o coś innego. Chodzi o mnie... - spuścił głowę, unikając jej wzroku. Tak chyba było łatwiej. Otworzył usta, by mówić dalej, ale nie umiał. Odetchnął kilka razy. Nie sądził, że będzie aż tak ciężko. - Chodzi o to, że jestem... jestem wampirem. 
- Przecież wampiry nie istnieją...
- Mylisz się. Jestem jednym z nich. 
- Ale one zabijają, wysysają krew... 
- To prawda. Ale ja nie pije krwi ludzi. Lecz zwierząt, dlatego mam brązowe oczy, jak reszta rodziny. 
- To oni o wszystkim wiedzą?
- Tak. - widząc coraz większą panikę w jej oczach, złapał ją za ramiona. Próbowała się wyrwać. - Nie zrobię ci krzywdy. Kocham cię... 
Na dźwięk jego słów zamarła, jakby stała się posągiem. Chyba nie wierzyła w to co usłyszała, więc powtórzył: 
- Kocham cię, Bello. 
Wyraźnie się rozluźniła, choć była jeszcze nie pewna. 
- Ja też cię kocham, Edwardzie. - ponownie się uśmiechnęła, a on odniósł wrażenie, jakby ktoś lał miód na jego od lat nie bijące serce. - Ale w takim razie ile masz lat?
- Ponad sto. Gdy miałem osiemnaście, zostałem przemieniony. 
- Dlaczego? 
- Chorowałem na hiszpankę, a Carlisle był wtedy lekarzem w szpitalu do, którego trafiłem. Uratował mnie, moja matka go o to poprosiła. 
- Rozumiem. 
- Bello wiedz, że dla mnie to niczego nie zmienia. Ale jeśli ty... 
- Nie, dla mnie też nie. 
- W takim razie musisz wiedzieć o czymś jeszcze - westchnął z trudem zastanawiając się jak dobrze ułożyć słowa. - Nie tylko ciebie kocham. 
Z jej twarzy nie od razu zniknął uśmiech, tak jakby jeszcze nie zrozumiała co powiedział. Powoli na jej twarzy pojawił grymas smutku, żalu i jakby złości. 
- Nie rozumiem... 
- Kocham cię bardzo mocno i chcę z tobą być, ale to samo czuję również do Charlie...
 ~~~~
Mhh.. nie wiem dlaczego, ale dziwnie się czuję publikując ten odcinek. Następny pojawi się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Dopiero zaczęłam pisać 12 i nie wiem kiedy skończę. Trochę zwaliło mi się rzeczy na głowę i czasem mam wrażenie, że lada chwila i nie ogarnę. Cóż nie zanudzam więcej i mam nadzieję, że było ciekawie :) Do następnego!

5 komentarzy:


  1. Hej!
    Dzięki,za info i mam nadzieję, że się nie obrazisz jeśli napiszę, że po przeczytaniu, pozwoliłam sobie umieścić je w spamie? Bo przecież to w końcu spam. :))
    No to fajnie się porobiło! Biedny Edward, na początku nawet mnie wnerwiał, ale teraz jest mi go po prostu szkoda. Jakoś nie wyobrażam go sobie w trójkącie miłosnym., ale to przecież tylko facet ( choć może w jego przypadku to słowo jest trochę naciągane) a u nich nigdy nic nie wiadomo. No i Frank ... zupełnie nie podejrzewałam jego o przyczynienie się do śmierci Leo. Czyżby nasz pan szeryf przeszedł na ciemną stronę mocy?
    Kurczę ... wspominałaś coś, że już powoli zbierasz się do finiszu, ale jak dla mnie akcja totalnie pędzi i nic nie wskazuje na to, by historia wkrótce miała dobie końca. Tym bardziej, więc ciekawa jestem jak ty to wszystko rozstrzygniesz, cóż zapowiada się niezwykle zaskakujące zakończenie. - Pozdrawiam i informuję przy okazji, że u mnie też pojawiła się nowość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      dzięki za komentarz, miło, że tak szybko przeczytałaś. Nie obrażę się za ten spam, bo sama nie mogłam go znaleźć.
      No pokręciło się i to bardzo, ale tak mnie pokierowała moja wyobraźnia. Ty sobie nie wyobrażasz Edwarda w trójkącie, a ja w ogóle nie wyobrażam sobie zakończenia. Jeśli chodzi o Franka, to była troska o córkę, z tym że źle pokierował swoimi działaniami.
      Finisz kiedy nie wiem, kiedyś chciałam skończyć na 10-12 odcinkach, a tu akcja coraz bardziej nabiera tempa i ciągle wychodzi coś o czym powinnam wspomnieć. I możesz wierzyć mi lub nie, ale też jestem ciekawa jak to się wszystko rozegra, bo nawet ja jako autorka poza jednym aspektem, który mam zaplanowany od początku, tego nie wiem.
      Dzięki za info o nowości u Ciebie. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. No nareszcie! Nareszcie dodałaś coś nowego. Już nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału. Ale na szczęście nie zapomniałaś o nas, a wena chyba wróciła, bo rozdział jest świetny. I rozumiem dokładnie zachowanie Charlie. Ja na jej miejscu zachowałabym się identycznie. Ojciec zabił osobę, którą kochała najbardziej na świecie. Zabrał jej coś najcenniejszego. A poza tym pozbawił człowieka życia. Tego nie da się wybaczyć... A przynajmniej nie tak szybko i łatwo. Dziwi mnie natomiast reakcja Belli. Dla niej to nie było szokiem? Że ma ojca morderce? Aż tak twardo stoi po jego stronie? No dla mnie to jest szokiem. I cieszę się, że Edward zdobył się na odwagę by wyznać całą prawde. Chociaż nie wiem czy nie za bardzo pośpieszył się z informacją, że jest wampirem.
    Tak czy inaczej, czekam bardzo niecierpliwie na kolejny rozdział i informuję, że u mnie ukazał się nowy ;)

    Ściskam i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej kochana!:)
      Dziękuję za miłe słowa pod rozdziałem i informacją;) Masz rację, nie bedę się przejmować. Ale wkurza mnie takie coś więc musiałam to z siebie wyrzucić;D

      A co do Twoich pytań: Amelia znała Karla Faraha, Jeana Henrego i Louisa Arragona. To była taka czwórka przyjaciół, a ten zamordowany Jean był też jej chłopakiem, tylko mało kto o tym wiedział. A co do Andrei, oczywiście, że napiszę o jej przeszłości. Ale do tego jeszcze długo, długo;) Powiem tyle, że będzie istotna;) A kiedy nowy u Ciebie?:)

      Usuń
    2. Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale nie umiałam się jakoś za to zabrać.

      Co do pierwszego komentarza.
      Zachowanie ojca dla Belli w jakimś stopniu było niezrozumiałe i jak najbardziej szokiem, ale z drugiej strony bardzo go kocha i czuje do niego wdzięczność za to, że pomimo braku żony potrafił się zająć nią i Charlie.

      Co do nowości u mnie to szczerze powiedziawszy nie wiem. Zaczęłam pisać odcinek, ale na razie stanęło, więc albo kwestia kilku dni albo tygodni ;)

      Usuń