Hmm.., myślę że tym razem dzieje się naprawdę sporo, więc szczerze liczę, że będzie się podobało :]
Zapraszam do czytania!
~~~~
Obserwowałam w większości obcych mi, siedzących ze mną przy stole ludzi z dużym przymrużeniem oka. Choć jeśli biorąc pod uwagę moje podejrzenia, których byłam całkowicie pewna, to nie mogłam nazwać ich ludźmi, bo nimi nie byli. Ale dopiero teraz gdy na nich patrzyłam moje przypuszczenia układały się w logiczną i przejrzystą całość. Kiedyś sądziłam, że to tylko stare legendy dziadka mające straszyć. Dziś wiem, że bardzo się pomyliłam. Teraz było mi wstyd, że byłam w stanie nieświadomie posądzić bliską mi osobę o kłamstwo. Niespodziewanie zostałam w brutalny sposób wyrwana ze swoich myśli. To Edward po raz kolejny obserwował mnie badawczo, jakby chciał wiedzieć co krąży mi po głowie. Powinien raczej wpatrywać się w Belle równie maślanym wzrokiem, co ona w niego. Jednak coraz częściej miałam wrażenie, że ten ich z jednej strony udawany związek ma z każdą chwilą mniejsze szanse na przetrwanie. Nie umiałam zrozumieć jego zachowania. Dlaczego nie odwzajemniał w równym stopniu okazywanych mu uczuć?
Nie mogłam już naprawić mojego braku wiary w słowa dziadka, ale jedyne co mi pozostało to uwierzyć w to co odkryłam. Nie wiedziałam czy chcę aby ktoś się dowiedział, wystarczyło że mnie samą ta myśl napełniała pewną dawką strachu. Spojrzałam na siedzącą obok mnie Belle, wpatrywała się w Edwarda jak w święty obrazek. Siedzący po drugiej stronie stołu ojciec miał rozbiegane spojrzenie. Zerkał to na członków rodziny doktora Carslisle'a, to na niego samego. Z kolei sam doktor sprawiał wrażenie zajętego wciąganiem nas do rozmowy, ale widziałam jak dyskretnie obserwuje mojego ojca, podobnie jak pozostali. O co chodziło u diabła?!
~~~~
Wydawałoby się, że skoro ojciec Charlie i Belli jest stróżem prawa, to nie może popełniać błędów od, których zależałby los innych ludzi. Należy jednak zadać sobie pytanie gdzie jest granica, której nigdy nie wolno przekroczyć, podejmując decyzje o cudzym losie.
Frank Lorrens po raz kolejny spojrzał nerwowo na doktora Cullena. Uważał go i jego rodzinę za dobrych ludzi, ale zdecydowanie zbyt spostrzegawczych, aby zaprzyjaźnić się z nimi na dłużej. Nie mógł przecież pozwolić, aby jego mroczny sekret ujrzał światło dzienne. W tej sytuacji jedynym wyjściem była rozmowa, aby ostrożnie wybadać co wiedzą. A wiedzieć coś musieli, bo patrzyli na niego jak na łup do podziału. Najpierw jednak musiał znaleźć sensowny pretekst do rozmowy na osobności nie wzbudzając żadnych podejrzeń.
- Frank, wróćmy do rozmowy ze szpitala - głos Carlisle'a ubiegł go dosłownie o sekundę - Przepraszam, ale musimy to omówić na osobności.
- Zgadza się - potwierdził policjant. Ale mimo to doskonale wiedział, że to tylko wymówka, której sam tak rozpaczliwie szukał.
Szybko przeszli do wygodnie urządzonego gabinetu na parterze domu i usiedli naprzeciwko siebie.
- Wczoraj przyjęliśmy na oddział kobietę z całkowitą amnezją i nic o niej nie wiemy - blondyn o gładko zaczesanych włosach i chorobliwie bladej twarzy, nawet na chwilę nie odwrócił oczu od twarzy siedzącego przed nim człowieka. Zastanawiał się, ile prawdy może być w tym czego się dowiedział i co będzie dalej. Nie mógł jednak pozwolić by taka sprawa przeszła bez echa z powodu czyiś chorych lęków.
- Proszę przestać, doktorze - przerwał oficjalnym tonem Frank Lorrens - Obaj dobrze wiemy, że to tylko pretekst do rozmowy.
- Dobrze. Powiem, wprost: co z zabójstwem Leo Varony? Sprawcy wciąż nie ma, śledztwo od dawna jest już umorzone - nuta oburzenia w głosie doktora była bardzo wyraźna.
- Nie ma żadnych tropów i dowodów. Staliśmy w miejscu - obojętna postawa bruneta dodatkowo spotęgowała złość doktora Carlisle'a - Musiałem czasowo zawiesić śledztwo.
- Mam inne informacje - błysk złości, a jednocześnie przerażenia przemknął przez twarz policjanta. Szybko się opanował, zdążył popełnić jednak jeden rażący błąd, szczególnie dla tak spostrzegawczych oczu doktora. Okazał emocje.
- Doktorze, pan nie zadaje pytań. Pan leczy ludzi! - warknął szorstko Fran Lorrens.
- Właśnie, żeby ich leczyć muszę pytać. I jestem lekarzem, a pan stróżem prawa - chłodny ton głosu doktora mroził krew w żyłach - Ale jeśli istnieje ryzyko, że ktoś zaniedbuje swoje obowiązki, to każdy uczciwy obywatel ma obowiązek zyskać pewność, że śmierć była dziełem przypadku, a więc woli Boga, a nie specjalnie zamierzonego czynu.
- Co pan sugeruje doktorze?! - policjant gwałtownie poderwał się krzesła, prawie krzycząc.
- Tylko tyle, że zna pan mordercę.
~~~~
Zostając sama w towarzystwie trzech zakochanych par i jednej kobiety, której mąż miał zapewne lada chwila wrócić z moim ojcem, poczułam się dość nieswojo. Do niedawna przecież też byłam szczęśliwie zakochana, a jednak nie dane było mi korzystać z tego dłużej. I mimo to wciąż rozpaczliwie tęskniłam, za kimś kogo już nigdy miałam nie mieć. Życie potrafi być okrutne, ale trzeba się z tym pogodzić. Jednak o kwestii co dalej, nie byłam nawet w stanie myśleć. I w tym wszystkim nikt nie rozumie tego co ja czuję, nikt nie wie, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Wiedziałam, że powinnam żyć dalej, ale nie umiałam sobie wyobrazić swojego życia za kilka czy kilkanaście lat z drugą osobą. No bo jak? Byłam przekonana, że całe życie spędzę z Leo.
Siedząca z mojej drugiej strony Esme, żona doktora, dyskretnie mnie obserwowała jakby bała się, że lada chwila się rozpłaczę. Czułam się speszona czułością i współczuciem jakie widziałam w jej oczach. Nie potrzebowałam tego, ale też nie gardziłam tym. Ludzie mają szczere i dobre chęci, ale to wcale nie pomaga, nie przynosi żadnej ulgi. W każdym razie nie takiej jakiej bym potrzebowała. Z trudem powstrzymywałam coraz większą chęć ucieczki od stołu, nie mogąc znaleźć żadnego powodu dla, którego miałabym to zrobić. Wewnętrzna walka ze sobą sprawiała, że chciałam krzyczeć z bezsilności. Towarzystwo obcych mi ludzi, pogłębiało mój smutek, czułam się jak w klatce. Powodowana impulsem nachyliłam się w stronę żony doktora i spytałam o łazienkę. Chwilę później dziękują grzecznie za pomoc, uciekłam tak szybko jak tylko byłam w stanie, jednocześnie starając się nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Łazienka znajdowała się na tym samym poziomie, ale trzeba było wyjść z jadalni na korytarz i przejść obok schodów za, którymi było dwoje drzwi. Pierwsze prowadziły do poszukiwanej przeze mnie łazienki, a drugie do... gabinetu doktora Cullena. Drzwi do obydwu pomieszczeń były z grubego , ciemnobrązowego drewna z pozłacaną klamką. Jednak te do gabinetu pozostały uchylone i to na tyle szeroko, że mogłam dostrzec wnętrze pokoju. Naciskałam już klamkę drzwi do łazienki, gdy usłyszałam znajomy głos mówiący chłodnym tonem:
- Nie ma żadnych tropów i dowodów. Staliśmy w miejscu - moja dłoń zawisła w drodze do klamki, a ja z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnych słów. Gdzieś podświadomie czułam, że to wcale nie jest 'ta rozmowa' z powodu, której odeszli od stołu - Musiałem czasowo zawiesić śledztwo.
- Mam inne informacje - słowa doktora zaskoczyły mnie. Przecież to tata jest policjantem.
- Doktorze, pan nie zadaje pytań. Pan leczy ludzi! - oburzenie w głosie ojca było doskonale słyszalne, jednak nie miał do końca racji.
- Właśnie, żeby ich leczyć muszę pytać. I jestem lekarzem, a pan stróżem prawa. Ale jeśli istnieje ryzyko, że ktoś zaniedbuje swoje obowiązki, to każdy uczciwy obywatel ma obowiązek zyskać pewność, że śmierć była dziełem przypadku, a więc woli Boga, a nie specjalnie zamierzonego czynu.
- Co pan sugeruje doktorze?!
- Tylko tyle, że zna pan mordercę.
Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach na tak dosadne słowa doktora Cullena. Słuchałam tej rozmowy osłupiała, próbując złożyć ją od nowa w jedną sensowną całość. Mimowolnie też pomyślałam o sprawie śmierci Leo. Czy to możliwe by rozmawiali właśnie o nim? Od jego śmierci nie słyszałam o żadnym innym morderstwie, albo choć jego próbie, a tata prowadził sprawy wyłącznie dotyczące Forks.
- Doktorze pana bezczelność nie zna granic! - zimny głos ojca, którego nie miałam okazji to dej pory słyszeć w taki sposób i pełen złości ton wyrwały mnie z zamyślenia.
- W takim razie niech pan udowodni, że jest inaczej szeryfie - nie wiedziałam czy powinnam się na to oburzyć czy czekać na odpowiedź ojca, która w zasadzie powinna być natychmiastowa. Ale zapadła długa i pełna milczącego napięcia cisza. Stałam tam pod tą łazienką i drżałam w obawie o to co mogę usłyszeć. Jedyne o czym mogłam myśleć to słowa doktora, bezlitosny rozkaz. Mięśnie miałam tak napięte do granic możliwości, że niedorzecznością wydawało mi się, żeby zrobić teraz choć jeden krok. Minuty mijały powoli w nieznośnym oczekiwaniu na to co dalej, lecz ojciec wciąż się nie odzywał. Ale czekałam, bo wierzyłam, że niezależnie od tego o co chodziło, kierował się dobrem sprawy.
- Ma pan rację - drgnęłam wystraszona na tak długo wyczekiwany, jakikolwiek dźwięk. Przypomniało mi się, że przecież nikt mnie tu nie zapraszał, więc jeszcze przez chwilę pozostanę niezauważona, chyba że sama zdecyduję inaczej.
- Znam sprawców morderstwa , ale lepiej żeby to zostało między nami - W co on się wpakował?! Był policjantem, powinien zamknąć takich ludzi!
- No to dlaczego ich nie aresztowano? - nie mieściło mi się w głowie, by ludzie, którzy odebrali ludzkie życie mogli normalnie chodzić po ulicy.
- Już mówiłem, że nie ma dowodów. Poza tym zostali wynajęci - oparłam się o ścianę. O Boże. Nie. To nie może być prawda. Morderstwo na Leo było pierwszym jakie zdarzyło się w Forks, w każdym razie pierwszym za te osiemnaście lat mojego życia. I żadnego innego. A to oznaczało, że rozmawiali jednak o Leo. A do mnie powoli docierała czarna i przerażająca prawda.
Dziękuję za powiadomienie o rozdziale i za Twój komentarz u mnie;) Bardzo się cieszę, że chcesz czytać moje nowe opowiadanie:)
OdpowiedzUsuńA wracając do rozdziału. Przeraził mnie! Chociaż może nie sam rozdział, a wiadomości i informacje, które nam przekazałaś. Nie mogę uwierzyć, że jej ojciec zna sprawców zabójstwa Leo i nic z tym nie robi. Skoro zostali wynajęci, to muszą wiedzieć przez kogo.. Gdyby ich przycisnął to może by coś wygadali, a on nic nie robi. Doskonale wie w jakim stanie jest jego córka, a mimo to zachowuje się jakby nic go to nie interesowało. Może ma jakieś ukryte motywy albo tajemnice, ale chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że skoro doktor się domyślił, to mogą domyślić się i inni. Nie zazdroszczę teraz Charlie... Nie dość, że jej ukochany ojciec ukrywa przed nią wiadomości związane ze śmiercią jej męża, to jeszcze specjalnie nie każe sprawców! Nie wiem jak poradzi sobie z tymi informacjami... Co za obrót spraw!
Czyżby w tej sytuacji Edward był wsparciem? Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że będzie chciał jakoś wykorzystać sytuację, żeby się do niej zbliżyć. Chociaż po jego zachowaniu to mało prawdopodobne, ale kto wie? To tylko takie moje insynuacje;D
Rozdział oczywiście świetny!:) Uwielbiam Twój styl pisania, a ta historia coraz bardziej wciąga;)
Czekam na nastepny rozdział;*
Tym zdaniem, które Ci przytoczyłam w poprzednim rozdziale pewnie chodziło o to, że to bardzo ją zdziwiło tylko rażąco to napisałaś. Ale w żaden sposób się nie czepiam, tylko zwróciłam uwagę. Mnie też wiele razy wytykali błędy i jestem za to wdzięczna. Dlatego ja też to robię;D
UsuńJak robię to, że mam tyle czytelników? Nie wiem. Komentuję, zostawiam spamy, 10 na 50 osób się odezwie to czytam te opowiadania. To strasznie mozolna praca, bo teraz mam ponad 50 "czytelników", komentuję ponad 50 opowiadań (mimo braku czasu), a u mnie komentuje może z 20 osób. To dużo, ale praca się nie zwraca.
Popróbuj, rozsław bloga, a na pewno zyskasz więcej czytelników;) Bo opowiadanie jest świetne i szkoda by było gdybyś zrezygnowała ;)
Co prawda zrobiłam to już przy ósemce, ale uznałam, że zrobię to jeszcze tutaj, prędzej zauważysz. :) Otóż chciałabym Ci podziękować za cierpliwość i wyrozumiałość, zdaje sobie sobie sprawę, że trochę mnie tu nie było, za co naprawdę szczerze przepraszam.
OdpowiedzUsuńCo do 10. Carlisle jako przebiegłego policjanta jeszcze nie znałam, ale muszę powiedzieć, że radzi sobie całkiem nieźle, a Frank, zachowuje się co najmniej dziwnie, uważam , że jako policjant powinien był włożyć więcej starań w znalezienie mordercy zamarłego zięcia. Ale jeśli kogoś kryje, to widać uważa, że sprawcą tudzież sprawczynią jest, któraś z jego córek. Choć ja przyznam szczerze myślałam o Edwardzie jako o najbardziej prawdopodobnym sprawcy tego czynu. W końcu miał motyw, kompletnie sfiksował od tej miłości i stało się. No ... chyba, że jest aż tak dobroduszny, by kryć "synka" doktorka i dlatego nie chce mu wyznać prawdy, ale w to szczerze wątpie.
Pytałaś czy informuje o nowościach na swoim blogu. W sumie już tego nie robie, ale jeśli chcesz to dla Ciebie mogę uczynić wyjątek. Nie wiem czy wiesz, ale jesteś jedyną moją dawną czytelniczką, która do mnie wróciła. Ja wiem, że to może moja wina, niezbyt się reklamowałam na bloggspocie, raczej na facebooku, wiesz no nie każdy przepada za serialem i nie każdy w końcu go ogląda, a kiedy komuś wspomnisz, że nadal oglądasz to się z ciebie śmieją. Zdaje sobie sprawę, że NNDINZ już trochę ma, ale uważam, że stare a nowe odcinki dzieli przepaść. Nowsze są zdecydowanie lepsze i bardziej nowoczesne. Ale ja tu tak prywatą rzucam, a dochodzę do tego, że chciałam Ci po prostu powiedzieć, że wszystkie pozostałe zaległości, również skomentowałam. :))
Pozdrawiam, buźka!
Nie musisz przepraszać, że Cię nie było bo to moja wina. To ja pomyliłam blogi. Wciąż się głupio czuję z tego powodu.
UsuńJeśli chodzi o serial, to raz oglądam raz nie jak mi zawieje tak zwanie, ale nie uważam żeby były głupie. Nie wiedziałam, że jestem jedyna. Cóż tak to chyba w tym świecie jest. Jesteś jedną chyba w sumie z sześciu czytelniczek, które czytają i komentują, co jak wiadomo czasem jest ruchome. A reszta blogów, które są w linkach, to czytam, ale bez wzajemności. Czasem praca się nie zwraca. Ale zdarzyło mi się już kilka razy usunąć jakiś blog z linków, gdzie czytałam i komentowałam ale bez wzajemności i historia niespecjalnie mnie ciekawiła, albo długo nie było nowości.
Co do powiadamiania, dziękuję za zaszczyt i skorzystam, ale jeśli będzie Ci brakowało czasu to nie musisz informować.
Dzięki też za komentarze. A co do opowiadania, wszystkim jakoś ten Edward, a ja po prostu chciałam zrobić mu na złość, tylko czasem ma wrażenie, że nie bardzo mi to wychodzi. Tu niby obie kocha, ale jakoś nic z tego nie wynika, poza samym faktem. Dlatego cieszę się, że powoli je kończę.
Jeszcze raz dzięki za pamięć i obecność :) Pozdrawiam!
Cudowny wygląd bloga!:*
OdpowiedzUsuńDziękuję, zmieniłam kilka razy szablon nim znalazłam właśnie ten ;)
UsuńIantheeeeeeeee kiedy dodasz coś nowego?:(
OdpowiedzUsuńPostaram się przez weekend. Ostatnio mam sporo na głowie, przepraszam :)
OdpowiedzUsuń